Witaj Katrine :) Długo Cię nie było :) Okres świąteczno-noworoczny spędziłaś chyba w jakimś ciepłym kraju :) Te ptaki, to jak orły prawie :) i Katrine rozradowana biegnie po plaży. Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku Ci życzę. Pozdrawiam
Z lataniem to jest zupełnie podobnie jak z pływaniem. Początkowo, zanim się nie nabierze dostatecznej wprawy, dobrze jest sprawdzić od czasu do czasu piętą jak tam daleko do gruntu? Potem (ale nie można zaniedbywać systematycznych ćwiczeń) to już leci...
Ciekawa byłam czy ktoś będzie miał to skojarzenie. Mi się nasunęło od razu po zrobieniu grafiki, chociaż w zamyśle ptaki miały kojarzyć się przyjaźnie.
I ja Katrine życzę Ci wszystkiego dobrego w Nowym Roku! Jednakże obraz wzniosłych usiłowań przy jednoczesnej konieczności trzymania się realnego gruntu przywodzi mi na myśl co też musiał przeżyć stary Rok! Rok miał szczęście ożenić się z królewną, a był ptakiem... Nie to drobne niedopasowanie było przyczyną jego zgryzot, a delikatny organizm królewny, który zamiast zwyczajnego jedzenia (choćby grochu) domagał się diamentów, które trawiła ona z nadzwyczajną łatwością. Stary Rok dwoił się i troił, cały zalatany ciągle znosił diamenty... A tu pewnego razu, podczas jego nieobecności przybył Sindbad, a że miał ze sobą szkatułę podróżną z diamentami,nie bez jednak trudności zdołał nakłonić królewnę, by zechciała mu towarzyszyć... Jak to zwykle bywa ruch na świeżym powietrzu znacznie zaostrzył apetyt, wkrótce więc w szkatule pokazało się dno... Sytuację uratował stary Rok, przybywając w odpowiednim momencie i biorąc te wszystkie finansowe obciążenia znowu na swój grzbiet.
Sindbad zaś mógł ruszyć w podróż następną, gdzie poznał aż dwie nowe królewny naraz, jedna o ciele z ulotnej materii snu, towarzyszyła mu w marzeniach sennych przygrywając na lutni. Druga, o upodobaniach bardziej przyziemnych, piękna, aczkolwiek (kwestia upodobań) może nieco zbyt pulchna, prowadziła doskonałą kuchnię! Wszystko układało się znakomicie do tej nieuniknionej chwili, gdy jedna dowiedziała się o drugiej... Biedny Sindbad ledwie się nieco zregenerował, a już podróżował dalej.
To dłuższa historia Katrine, a ja pokręciłem ją tylko trochę. Pięknie opisał ją Bolesław Leśmian w "Przygodach Sindbada Żeglarza".
Ilekroć spoglądam przez zaszronione okna na jakby zamglone postaci ptaków różnego dostojeństwa przybywających na mój balkon... Rozmyślając o starym Roku, którego zapewne zapomniano zapisać do OFE... Może i dobrze. Podsypuję jedną lub dwie przygarście ziaren słonecznika, za które wdzięczne ptactwo udziela mi obficie na podłogę balkonu czym tylko dysponuje... Prawdziwy Hitchcock.
Katrine, zawsze warto pewnie wrócić do wszystkiego co napisał Bolesław Leśmian. Gdyby jednak trafiło się na pierwowzór tych opowieści, czyli "Księgę tysiąca i jednej nocy" nie można pominąć uwagi, że przygody Sindbada Żeglarza są tam zarysowane w sposób zdecydowanie bardziej śmiały...
Bardzo ciekawe zdjęcia wybrałaś. Dziewczyna, nazwijmy ją "Liberty", ale nie ta z Nowego Jorku, lecz wolność jaką jest nieskrępowane obcowanie człowieka z naturą, które przypomina wolność jaką cieszą się ptaki. Wyobraź sobie, że sama się cieszysz taką samą niczym nieskrępowaną wolnością... Możliwe?
Witaj Katrine :) Długo Cię nie było :)
OdpowiedzUsuńOkres świąteczno-noworoczny spędziłaś chyba w jakimś ciepłym kraju :)
Te ptaki, to jak orły prawie :) i Katrine rozradowana biegnie po plaży.
Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku Ci życzę.
Pozdrawiam
Ta grafika dowodzi, że kobiety potrafią się wznieść jak mewy.
OdpowiedzUsuńPajączek
Witaj Aniu :)
OdpowiedzUsuńByłam w polskich górach, ale było super.
Chyba trochę przesadziłam z tymi ptakami ;)))
Nawzajem- wspaniałego Nowego Roku!
Pozdrawiam :)
Pajączku :)
OdpowiedzUsuńKobiety wiele niezwykłych rzeczy potrafią, ale fruwać jeszcze nie ;)))
To jest możliwe tylko we śnie :)
Z lataniem to jest zupełnie podobnie jak z pływaniem.
OdpowiedzUsuńPoczątkowo, zanim się nie nabierze dostatecznej wprawy, dobrze jest sprawdzić od czasu do czasu piętą jak tam daleko do gruntu?
Potem (ale nie można zaniedbywać systematycznych ćwiczeń) to już leci...
mleczaj
Mleczaju :)
OdpowiedzUsuńTo całkiem proste!
Jutro zaczynam ćwiczyć ;)
Na początek nad tapczanem ;)))
Katrine, dziękuję za życzenia :)
OdpowiedzUsuńMam wyrzuty sumienia, że tak rzadko do Ciebie zaglądam.
A co do latania: wyobraźnia nie takie cuda czni!
Wiele pomyślności w 2011, skrzydeł i gruntu pod stopami: tylko one razem mają sens.
Agnieszka Zet
Witaj Agnieszko,
OdpowiedzUsuńDzięki :)
"skrzydeł i gruntu pod stopami: tylko one razem mają sens."
Słusznie prawisz, tylko czy to się da pogodzić?
Dużo pięknych chwil dla Ciebie w ciągle Nowym Roku :)
Pozdrawiam :)
Hitchcockiem zaleciało ;)
OdpowiedzUsuńLeica,
OdpowiedzUsuńCiekawa byłam czy ktoś będzie miał to skojarzenie.
Mi się nasunęło od razu po zrobieniu grafiki, chociaż w zamyśle ptaki miały kojarzyć się przyjaźnie.
Pozdrawiam :)
Katrine :)
OdpowiedzUsuńWysokich lotów w rozpoczętym roku! Na jawie, oczywiście ..:)
Serdecznie pozdrawiam
I ja Katrine życzę Ci wszystkiego dobrego w Nowym Roku!
OdpowiedzUsuńJednakże obraz wzniosłych usiłowań przy jednoczesnej konieczności trzymania się realnego gruntu przywodzi mi na myśl co też musiał przeżyć stary Rok!
Rok miał szczęście ożenić się z królewną, a był ptakiem...
Nie to drobne niedopasowanie było przyczyną jego zgryzot, a delikatny organizm królewny, który zamiast zwyczajnego jedzenia (choćby grochu) domagał się diamentów, które trawiła ona z nadzwyczajną łatwością.
Stary Rok dwoił się i troił, cały zalatany ciągle znosił diamenty...
A tu pewnego razu, podczas jego nieobecności przybył Sindbad, a że miał ze sobą szkatułę podróżną z diamentami,nie bez jednak trudności zdołał nakłonić królewnę, by zechciała mu towarzyszyć...
Jak to zwykle bywa ruch na świeżym powietrzu znacznie zaostrzył apetyt, wkrótce więc w szkatule pokazało się dno...
Sytuację uratował stary Rok, przybywając w odpowiednim momencie i biorąc te wszystkie finansowe obciążenia znowu na swój grzbiet.
Sindbad zaś mógł ruszyć w podróż następną, gdzie poznał aż dwie nowe królewny naraz, jedna o ciele z ulotnej materii snu, towarzyszyła mu w marzeniach sennych przygrywając na lutni.
Druga, o upodobaniach bardziej przyziemnych, piękna, aczkolwiek (kwestia upodobań) może nieco zbyt pulchna, prowadziła doskonałą kuchnię!
Wszystko układało się znakomicie do tej nieuniknionej chwili, gdy jedna dowiedziała się o drugiej...
Biedny Sindbad ledwie się nieco zregenerował, a już podróżował dalej.
To dłuższa historia Katrine, a ja pokręciłem ją tylko trochę.
Pięknie opisał ją Bolesław Leśmian w "Przygodach Sindbada Żeglarza".
Ilekroć spoglądam przez zaszronione okna na jakby zamglone postaci ptaków różnego dostojeństwa przybywających na mój balkon...
Rozmyślając o starym Roku, którego zapewne zapomniano zapisać do OFE...
Może i dobrze.
Podsypuję jedną lub dwie przygarście ziaren słonecznika, za które wdzięczne ptactwo udziela mi obficie na podłogę balkonu czym tylko dysponuje...
Prawdziwy Hitchcock.
mleczaj
Witaj Rzepko!
OdpowiedzUsuńDziękuję i nawzajem ;)))
Pozdrawiam i zapraszam częściej :)
Mleczaju,
OdpowiedzUsuńAle niesamowita historia ;)))
Jako dziecko uwielbiałam Sindbada Żeglarza, może warto przypomnieć sobie jego przygody?
Oj, niedobry był ten Stary Rok, miejmy nadzieję, że w Nowym Fortuna pokaże swoje łaskawe oblicze :)
Ależ wzruszająca jest wdzięczność ptactwa ;)))
Pozdrawiam :)
Katrine, zawsze warto pewnie wrócić do wszystkiego co napisał Bolesław Leśmian.
OdpowiedzUsuńGdyby jednak trafiło się na pierwowzór tych opowieści, czyli "Księgę tysiąca i jednej nocy" nie można pominąć uwagi, że przygody Sindbada Żeglarza są tam zarysowane w sposób zdecydowanie bardziej śmiały...
mleczaj
Wiem, wiem Mleczaju,
OdpowiedzUsuńMam Księgę Tysiąca i Jednej Nocy i zachęciłeś mnie, żeby po nią sięgnąć :)
I po Leśmiana też :)
Miłego weekendu :)
Bardzo ciekawe zdjęcia wybrałaś. Dziewczyna, nazwijmy ją "Liberty", ale nie ta z Nowego Jorku, lecz wolność jaką jest nieskrępowane obcowanie człowieka z naturą, które przypomina wolność jaką cieszą się ptaki.
OdpowiedzUsuńWyobraź sobie, że sama się cieszysz taką samą niczym nieskrępowaną wolnością...
Możliwe?
Infidelu,
OdpowiedzUsuń"Możliwe?"
Niemożliwe.
Ale wyobrazić sobie można :)
Albo zrobić obrazek :)
Już chcę, by było tak ciepło.
OdpowiedzUsuńA Obrazek jak zwykle cudny.
Pozdro.:D
Witaj Algo,
OdpowiedzUsuńO, ja też tęsknię za wiosną :)
I za latem...
Dzięki, że wpadłaś.
Pozdrawiam :)
Katrine,
OdpowiedzUsuńPóźna wiosna, choć w kalendarzu jeszcze styczeń :)
W górach mokra, deszczowa aura. Ciekawie i nieciekawie zarazem :)
Pozdrowienia
Witaj Partyzancie,
OdpowiedzUsuńPóźna wiosna?- a gdzie kwiaty? ;)))
Dziwna ta pogoda, anomalia w każdej porze roku.
Zapraszam Cię też na mój blog w Salonie :)
Pozdrawiam :)
Katrine,
OdpowiedzUsuńA dlaczego ona jest taka radosna? :)
Fajnie byłoby poczuć taką radość i przypływ energii, jakie są udziałem tej dziewczyny.
No i móc wyjechać z naszego miasta nad piękne morze...
Pozdrawiam :)
Laura
Wiaj Lauro,
OdpowiedzUsuńJest radosna, bo wydaje jej się, że może pofrunąć razem z ptakami ;)))
A na morze musimy jeszcze poczekać parę miesięcy :)
Pozdrawiam :)